Niezależnie od tego, czy mieszkamy w bloku, w zabudowie szeregowej czy domu wolnostojącym, potrzebujemy ogrzewania. Nasz klimat nie jest szczególnie łaskawy zimą lub jesienią – temperatury mogą sięgać ujemnych temperatur przez dłuższy czas, więc nawet najlepiej zaizolowane ścian nie utrzymają ciepła bez jego dostarczania. Niezależnie od źródła energii – czy to piec na węgiel, czy na gaz – grzejniki oddają ją do pomieszczeń, w których żyjemy i pracujemy.
Nośnikiem ciepła pomiędzy jest woda, krążąca w rurach od pieca do kaloryferów. Czasem jednak prócz wody w obiegu znajduje się powietrze – które jest niepożądane w instalacji, więc należy się go pozbyć. Jak jednak rozpoznać, że to właściwy moment na odpowietrzenie?
Przede wszystkim, warto użyć naszych zmysłów, zwłaszcza dotyku. Jeśli przechodząc po żeberkach kaloryfera czujemy, że pewne miejsca są wyraźnie chłodniejsze od innych, to oczywisty znak, że należy przejść do odpowietrzania. Powietrze bowiem wypiera wodę, co oznacza, że mniej gorącej wody znajduje się w odbiorniku ciepła i mniej go jest oddawane do otoczenia – czyli do ogrzewanego pomieszczenia.
Oznacza to nie tylko, że pomieszczenie jest niedostatecznie ogrzane, ale również marnotrawstwo energii przekazanej przez piec. aby ogrzać pokój z zapowietrzonym grzejnikiem do pożądanego stanu, trzeba zwiększyć temperaturę pieca – czyli zużyć więcej prądu, węgla, gazu, itd.
Jeśli nie chcemy dotykać grzejnika lub dostęp do niego jest utrudniony z jakichś względów, warto nadstawić uszu. Jeżeli w kaloryferze znajduje się powietrze, jego obecność może skutkować różnymi efektami dźwiękowymi. Czasem będzie to syczenie, bulgotanie,; raz będzie to wrażenie bardzo głośne i wyraźne, niekiedy subtelne (ale przeszkadzające w nocnym wypoczynku). Nie ma na to przepisu – zależy to od wielu czynników: kształtu instalacji, ilości powietrza, jakości urządzeń i materiałów. Niemniej każdy nietypowy odgłos należy potraktować jako objaw zapowietrzenia – instalacje same z siebie są właściwie bezgłośne.
Choć powyższe skutki zapowietrzenia są dość oczywiste i mierzalne nieuzbrojonym okiem (i uchem), to nie można zapomnieć o największym zagrożeniu dla elementów instalacji – korozji. Powietrze składa się w 20 procentach z tlenu, a tlen wchodzi w reakcję z wewnętrzną – niedostrzegalną dla nasz – powierzchnią rur, wymienników czy odbiorników ciepła. Jeżeli zaczną rdzawić, będą gorzej funkcjonować i szybciej się zużyją, a produkty korozji mogą spowodować zatkać rury, zamulić grzejniki lub uszkodzić pompy tłoczące wodę przez instalację.
Gdy nie chcemy narażać się na wydatki związane z remontem czy wymianą elementów instalacji grzewczej, należy regularnie sprawdzać grzejniki i inne elementy mające styczność z wodą. Nie wymaga to wiele wysiłku, a szybka reakcja oszczędzi chaosu, czasu i pieniędzy, pozwalając cieszyć się sprawnym ogrzewaniem przez długie lata.